Przyszedł czas na małe podsumowanie i napisanie drugiej części
felietonu o drodze edukacyjnej młodego człowieka kształcącego
się na popularnym kierunku Informatyka.
Zacznijmy jednak od początku.
Późny majowy wieczór. Za oknem piękna pogoda (leje jak z cebra cały dzień),
człowiekowi nic się nie chce (niskie ciśnienie). Jeszcze dorzucam Equinoxe V Jarre’a,
plus burzę z piorunami z kompa i efekt jak się patrzy.
Samotność informatyka (partnerki jak na razie nie mam – kto by chciał żyć
z przedstawicielem CS* ;( być może budująca,
choć nieco dobijająca. Dzisiaj chyba budująca, bo tworzę tekst do bloga,
a tych wciąż mało na stronie.
Minęły niecałe trzy lata – czas pokusić się o małe podsumowania.
Podzielili nas na specjalności. Jako kształcący się na kierunku "Teleinformatyka",
mam przyjemność poznawać techniki multimedialne, psychologię i socjologię, i kilka innych
przedmiotów.
Dobra, żarty na bok, choć to prawda 😉
W zasadzie większa część sesji już za mną (jak rzadko kiedy :), zostały tylko zaliczenia,
i może będzie mi dane złożyć w czerwcu indeks. Temat pracy inżynierskiej
zatwierdzony, promotor i promowany zadowoleni (na razie… :).
Mimo, że nas podzielili, to mogę jednak podsumować ludzi z grupy z którą zaczynałem:
- Wszyscy mają już komputery (konieczność dla studenta na tym kierunku),
z czego 2 osoby dodatkowo mają laptopy, następne 2 rozważają możliwość ich kupna; - Dwie dziewczyny są już matkami…
- Tak więc… trzy są zamężne,
- W branży pracuje zdaje się pięć osób (mowa o pracy legalnej),
- Dwie handlują płytami CD (czystymi oczywiście 🙂
- Większość potrafi prawidłowo zaadresować sieci IP,
- 5 osób tworzy strony WWW, z czego 3 robi to komercyjnie,
- 22 osoby nie potrafią zmienić hasła pod linuksem/Active Directory bez zewnętrznej pomocy…
- 15 posiada własne telefony komórkowe, 3 służbowe;
- 8 nadal nadal czatuje, podając się dla odmiany za płeć przeciwną.
Morał: wszyscy przystąpią do obrony pracy inżynierskiej.
Kim będą w życiu?
Odpowiedź nie jest taka łatwa.
Po pierwsze, rynek jest nasycony – potrzeba głównie specjalistów
(najlepiej od wszystkiego). Prym wiedzie sektor prywatny, który
daje zatrudnienie na zasadzie "Ciesz się, że pracujesz"
mogący zaoferować pracę na czas nieokreślony (czytaj: w każdej chwili można
się spodziewać jej zakończenia), za nieokreślone sumy (czytaj: pieniądze
może będą, a może nie). Szczęśliwi są Ci, którzy trafią w ręce znajomych,
bądź sami zaczną "klepać biedę", choć muszę przyznać, że konkurencja
jest tu też duża.
Inna sprawa, że gdy ktoś ma problem z komputerem, to nie idzie
z nim do serwisu oferującego usługi informatyczne, tylko przychodzi
do znajomego informatyka (wiadomo – ten drugi kasy nie weźmie :).
Z reguły sam nie odmawiam w tego typu przypadkach, ale jest to raczej
(za przeproszeniem) przekleństwo – z wielu powodów.
Wracając do tematu…
Ilu z nas będzie pracowało w zawodzie czas pokaże (obstawiam 1/3).
Czy będzie to funkcja elitarna, taka jak administracja czymkolwiek,
czy też nie mniej elitarna – bycie sprzętowcem to też się okaże.
Życie zweryfikuje czy potrzebne było zrobienie jakichś certyfikatów,
potrzebne było wykształcenie, i co dało doświadczenie zdobyte podczas nauki
i pracy u niektórych…
cdn…
PS do poprzedniej części tekstu.:
Dyskietki ratunkowe są jednak potrzebne – wierzcie mi,
chociaż gdzieś tam w stopce poczty mam wpisane:
"Prawdziwi twardziele nie robią backupu".
Może jestem mięczakiem, ale przynajmniej nie ryzykuję
zmoczenia się w niektórych sytuacjach… 😉
* CS – ang. Computer Science – po naszemu: informatyka (a spodziewaliście się czegoś innego? :).